środa, 8 sierpnia 2012

Śniadanie w Krakowie

Najpierw zacznę od spraw nudnych, ale ważnych. Mianowicie, nie, bloga nie porzuciłam i tak, postaram się pogonić lenia i wrzucać nowe zdjęcia i posty częściej, bo mam o czym.

Dzisiejszy post będzie o dniu wczorajszym, który spędziłam w Krakowie z Aliną. Najpierw poszłyśmy do Karmy na ulicy Krupniczej. Jest to niezwykle przyjemna kawiarnia, w której spodobało mi się niemalże wszystko. Minimalistyczny wystrój, mocno industrialny, ale jednocześnie przytulny. Lubię miejsca, gdzie mogę się poczuć swobodnie, niczym we własnej kuchni. W Karmie można siedzieć długo, czy to na spotkaniu z przyjaciółką, czy samemu z laptopem lub książką. Zanim przejdę do kuchni, to wspomnę jeszcze o muzyce, która jest dla mnie niezwykle ważna. Nagłośnienie wręcz doskonałe. Muzyka nastawiona na idealną głośność, kiedy miło wypełnia tło, wciąż ją słychać, ale ani trochę nie przeszkadza. Jak tam siedziałyśmy, to akurat leciało Genesis i Peter Gabriel, co jakoś idealnie wpisało się wtedy w moje potrzeby i nastrój.







Do picia zamówiłyśmy latte (9zł za filiżankę) i zielone herbaty. Ja zwykłą, Alina o smaku mango (obie 6zł za czajnik, co dawało jakieś dwa kubki). Ponieważ poszłyśmy tam na śniadanie, ja wzięłam pancake z bananem i syropem klonowym (14zł), Alina humus z grzankami (10zł).




 


Jestem niezwykle wybredną osobą, dlatego już
jedzenie aż tak mnie nie zachwyciło. Kawa była smaczna, ale nic szczególnego, no i latte chyba nie powinno być podawane w filiżance, w jakiej zwykle dostaję cappucino. Herbaty w porządku, całkiem smaczne. Pancake natomiast mnie rozczarował. Ogólnie był smaczny, niesamowicie sycący i duży, co widać na zdjęciu. Niestety jak dla mnie nie był to typowy pancake, a jego struktura nieco zbyt ciężka. Nie wiem, czy tak jest zawsze czy tak tylko tym razem zrobiło się kucharzowi. Bardzo się kruszył, w smaku za bardzo wyczuwałam jajka i proszek do pieczenia i miałam wrażenie drobnego zakalca. Nie był to idealny produkt, momentami musiałam zapijać dużymi ilościami herbaty, aby móc przełknąć.

Wrażenia Aliny po humusie są znacznie lepsze. Chleb, z którego zrobiono grzanki był ciemny, wiejski, pyszny. Sam humus bardzo dobry, może jedynie przydałoby mu się nieco więcej oliwy z oliwek i mniej natki pietruszki, którą został posypany.

Może to wszystko nie brzmi super zachęcająco, ale uważam Karmę za naprawdę przyjemne miejsce, do którego z chęcią nieraz wrócę i popróbuję innych potraw. A, zapomniałabym. Jadłyśmy jeszcze ciasto zrobione z masy z płatków owsianych, przełożone masą daktylową. Pyszne, zdrowe, wcale nie za słodkie. Jego cena to 6zł za kawałek. Polecam.


Po śniadaniu w Karmie dzień spędziłyśmy w okolicach rynku i Galerii Krakowskiej, gdzie było dużo zakupów i innych pyszności, m.in. limetkowego napoju z miętą z lodem w Starbucksie. Pychota, również polecam (12,80 za mały kubek) czy sushi Unagi Futomaki w 77 Sushi na ulicy Świętej Anny. Na zdjęciu w połowie zjedzone.






Cóż... Dzień był bardzo smaczny :D.













1 komentarz: